Miasto upstrzone ulotkami i reklamami. Jak to zmienić?

2014-09-11 07:11:00(ost. akt: 2014-09-10 20:41:13)

Autor zdjęcia: archiwum Straży Miejskiej

Kilkanaście mandatów miesięcznie to bilans walki, jaką strażnicy miejscy toczą z osobami rozklejającymi ulotki i ogłoszenia w miejscach do tego nieprzeznaczonych.
Gdzie tylko nie spojrzeć: ze słupów energetycznych, wiat przystankowych, ścian, płotów, bram czy nawet rynien "biją po oczach" różnego rodzaju ogłoszenia i plakaty, albo smętne pozostałości po nich. Strażnicy miejscy przez cały czas toczą nierówną walkę z reklamującymi się w ten sposób, zaśmiecającymi miasto, firmami. Niektóre bitwy wygrywają, ale szans na wygranie wojny - bez zmiany prawa - nie mają.

— Niestety, karać możemy tylko tzw. rozklejaczy, nie ich zleceniodawców — mówi Jan Korzeniowski, komendant Straży Miejskiej w Elblągu. — To problem całego kraju. W polskim prawie nie ma czegoś takiego, jak podżeganie do umieszczania ogłoszeń w niedozwolonych miejscach. Potrzebny jest zapis w ustawie, który pozwoli na karanie osób zlecających tego typu nielegalne działanie.

Komendant przyznaje, że nawet gdy strażnik dotrze do firmy, której adres albo najczęściej telefon widnieje na ulotce, jej właściciel zawsze może powiedzieć: ja niczego nie naklejałem...
— Czasami właściciel mówi: owszem, zleciłem rozkolportowanie ulotek, ale nie kazałem ich przyklejać na słupach energetycznych... Wtedy możemy go co najwyżej prosić o usunięcie nielegalnie wiszących ogłoszeń — mówi komendant.

Strażnicy mogą ukarać wyłącznie rozklejacza przyłapanego na gorącym uczynku. Nie jest to łatwe, bo najczęściej działają oni w nocy. W ich "namierzaniu" pomaga im m.in. monitoring miejski.
— Miesięcznie wystawiamy im po kilkanaście mandatów. Najczęściej jest to 200 zł. Tylko w jednej jednej sytuacji staramy się przymykać oczy na wiszące w nielegalnych miejscach ogłoszenia: gdy dotyczą zaginionych osób — nie ukrywa komendant.

Możliwość obciążenia mandatem od 20 zł do 500 zł nie odstrasza rozklejaczy. Chętnych nie brakuje.
— To jest zarówno młodzież, jak i starsi ludzie, którzy mają nadzieję na dorobienie kilku groszy do niewielkich emerytur. Gdy potem proszą o anulowanie mandatu, często ze łzami w oczach, zapewniają, że nie wiedzieli, iż robią coś nielegalnego — opowiada Jan Korzeniowski.

Komendant podkreśla, że walka z rozklejaczami byłaby skuteczniejsza, gdyby sami elblążanie częściej dzwonili pod numer 986 informując, że widzą właśnie kogoś rozlepiającego ogłoszenia w niedozwolonych miejscach.
— W niektórych miastach działają już grupy osób, które z własnej woli zrywają wszystkie nielegalnie wieszane ogłoszenia. Słyszałem, że w Elblągu też jest już taka inicjatywa. Gdyby jej przedstawiciele zgłosili się do nas, bardzo chętnie podejmiemy z nimi współpracę — zapowiada komendant. gog




Źródło: Dziennik Elbląski